Peru
Od 18. stycznia do 16. lutego 2008r.


Lecimy do stolicy Inków

Wypad do Peru to moja trzecia wizyta w Ameryce Południowej. Tym razem przyłączyłem się do ekipy kaktusiarzy ze Śląska, która postanowiła odwiedzić kaktusy rosnące wokół stolicy Inków - Cuzco. Oprócz roślin chcieliśmy także odwiedzić zabytki starych, peruwiańskich kultur, w końcu nie samymi kaktusami człowiek żyje.

Podróż rozpoczęliśmy w Berlinie. Stamtąd wylecieliśmy hiszpańskimi liniami Iberia do Madrytu a następnie z Madrytu do stolicy Peru - Limy.

Nasz plan przewidywał podróż na południe przy brzegu oceanu spokojnego sławną trasą Panamericana. Co jakiś czas planowaliśmy odbijać na wschód, w góry aby powoli przyzwyczaić się do dużych wysokości. W ten sposób chcieliśmy dojechać niemal do samej granicy z Chile. Następnie mieliśmy przebić się przez Andy do jeziora Titicaca. Stamtąd planowaliśmy powrót w stronę Limy już przez góry. W ten sposób powstała nasza południowa pętla. Naszym celem było odwiedzić takie miasta i miejsca jak Nasca, Arequipa, Montequa, Tacna, Puno, Cusco, Macchu Pichu, Ayacucho, Oroya i Matucana. Jeśli pozostałoby nam nieco więcej czasu planowaliśmy dodatkowy wypad na północ w kierunku Huaraz. Z kaktusów interesowały nas wszystkie rosnące w Peru gatunki, jednak najbardziej chcieliśmy zobaczyć możliwie dużo kaktusów kulistych i miniatur czyli rodzaje Matucana, Oroya, Islaya, Lobivia, Pygmaeocereus, Neowerdermannia, Melocactus i Mila.

Lot przebiegł nadzwyczaj sprawnie. Zgodnie z planem dotarliśmy do stolicy Peru. Na lotnisku wypożyczyliśmy Toyotę Corollę z automatyczną skrzynią biegów. Peru to nieco bardziej cywilizowany kraj, większość zaplanowanej przez nas trasy przebiegała po drogach asfaltowych, przynajmniej taką mieliśmy nadzieję.

Zależało nam, by jak najszybciej opuścić stolicę kraju. Uważaliśmy to miasto za mało bezpieczne. Pierwszy nasz nocleg wypadł na przedmieściach Limy. To mało ciekawe rejony, z brzydkimi, często nieukończonymi zabudowaniami. Dodatkowo ponure wrażenie robiła na nas pogoda. Prawie cały czas niebo było zakryte mgłami, które wiatr przynosił znad oceanu. Nasz hotelik okazał się domem publicznym ale jakoś bardzo nam to nie przeszkadzało, chyba tylko pracownice były nieco zawiedzione, że interesuje nas wyłącznie pokój a nie ich usługi. Dla nas ważne było, by było łóżko, na którym można się wyspać oraz garaż, w którym bezpiecznie można zaparkować samochód. A to miejsce spełniało znakomicie te warunki. Po długiej i ciężkiej podróży potrzebowaliśmy dobrze się wyspać. Żadne harce nie były nam w głowie.
Przedmieścia Limy spowite ciemną mgłą.

Omas i pierwszy kaktus kulisty

Po noclegu z samego rana pojechaliśmy Panamericaną na południe. Trasa wiodła tuż przy samym brzegu oceanu. Pierwszy nasz kaktusowy wypad miał miejsce około 100km za Limą, odbiliśmy na wschód w stronę miejscowości Omas. Poruszaliśmy się szutrową drogą wiodącą przez koryto wyschniętej rzeki. Krajobraz był pustynny. Wyłącznie piasek a czasem skały. Nie było kompletnie żadnej roślinności. Tak księżycowy krajobraz widziałem po raz pierwszy w życiu. Po przejechaniu dalszych 50km i zwiększeniu wysokości do około 800m n.p.m zaczęły pojawiać się ślady roślinności oraz pierwsze kolumnowe kaktusy z rodzaju Cleistocactus. W końcu, na kamiennym zboczu dostrzegliśmy pojedyncze egzemplarze Islaya omasensis.
Droga na stanowisko Islaya omasensis, nasza toyota sprawowała się nad wyraz dzielnie.
TB251.1 Islaya omasensis
Cata, Lima, Peru, 828m
TB251.2 Cleistocactus acanthurus ssp. pallatus
Cata, Lima, Peru, 828m
Po powrocie nad brzeg Oceanu Spokojnego dalej ruszyliśmy na południe. Krajobraz nadal był księżycowy. Nie wiadomo gdzie kończyła się plaża a gdzie zaczynała pustynia. Przy samym brzegu można było co jakiś czas spotkać kurze fermy. To stamtąd pochodziło większość zjadanych przez nas kurczaków.

Jedziemy w wysokie góry - Huaytara

Dalej na południe dotarliśmy do miasteczka Pisco z którego odbiliśmy w wysokie góry do Huaytara. Nagle z poziomu morza wjechaliśmy na wysokość ponad 3500m n.p.m. co odbiło się na naszym samopoczuciu. Wystąpiły typowe dla mnie oznaki choroby wysokościowej. Opadłem z sił, zaczęła boleć mnie głowa i miałem temperaturę. Trzeba było powoli zacząć się do tego przyzwyczajać. W czasie podróży w góry uderzyło nas jak wraz ze wzrostem wysokości zmienia się szata roślinna. Przy brzegu oceanu nie rośnie właściwie nic, chyba że jest to dolina rzeki lub są to rośliny sztucznie nawadniane przez człowieka. Im wyżej tym pojawia się coraz więcej roślin, na początku są to tylko kaktusy, później inne sucholubne rośliny a na wysokości powyżej 2500m pojawiają się drzewa. Najwyższa wilgotność jest na wysokości około 4000m ale tam już nie ma drzew. Są tylko kaktusy, czasem jakieś krzewy i mnóstwo traw. W rejonie Huaytara widzieliśmy przede wszystkim po raz pierwszy rodzaj Matucana, oprócz tego widzieliśmy opuncje i trochę kaktusów kolumnowych.
Widok z okna w naszym hoteliku w Huaytara. Poranek przywitał nas gęstą mgłą.
TB252.1 Matucana haynei fma cereoides
Huaytara, Huancavelica, Peru, 3618m

Nazca - zagadkowe rysunki widziane tylko z lotu ptaka

Po powrocie nad brzeg oceanu odetchnęliśmy z ulgą. Skończyła się nasza choroba wysokościowa. Pojechaliśmy dalej na południe. Tym razem naszym celem było miasteczko Nazca i znajdujące się tam zagadkowe rysunki. Jest to system linii układających się w różne kształty, najczęściej są to różne geometryczne figury jak trójkąty lub trapezy a czasem są to wizerunki zwierząt lub roślin. Poszczególne linie mają około metra szerokości i 20cm głębokości oraz nieraz więcej niż 100m długości. Powstały przez usunięcie z powierzchni gruntu ciemniejszego, czerwonego żwiru, który odsłania jaśniejszą, żółtą glebę. Dzięki temu, że w rejonie Nazca praktycznie nie ma deszczów rysunki te mogły pozostać nienaruszone przez setki lat a dziś są jedną z większych atrakcji turystycznych Peru.
Droga do Nazca, jak zwykle całe niebo spowite było chmurami a w oddali widać było mgły.
Samolot, którym lecieliśmy by z góry obejrzeć sławne rysunki.
Koliber
Wieloryb
Kondor
Pająk
Drzewo i ręce a nad nimi wieża widokowa.

Oczywiście pojechaliśmy do Nazca nie tylko, by oglądać z samolotu sławne rysunki. Przede wszystkim interesowały nas kaktusy. Ponieważ przy samym brzegu oceanu jest zbyt sucho, by cokolwiek mogło rosnąć musieliśmy pojechać na wschód, w góry. Udało się nam zobaczyć wiele ciekawych kaktusów. Okazało się, że Peru to kraj wyjątkowo obfitujący w kaktusy kolumnowe. Oprócz "patyków" udało się nam również zobaczyć rodzaj Melocactus, co było dla mnie wyjątkowym przeżyciem. Na dużych wysokościach, ponad 3700m n.p.m. trafiliśmy na pierwsze lobiwie. Znów doświadczyliśmy jak bardzo zmienia się flora wraz ze wzrostem wysokości. Melokatusy rosły wyłącznie na wysokościach 1000-1500m, powyżej 3000m to królestwo matukan, lobiwii i oreocereusów.
TB253.3 Haageocereus pseudomelanostele ssp. turbidus
Nazca - Huallhua, Ica, Peru, 1107m
TB253.3 Haageocereus pseudomelanostele ssp. turbidus - pąk
Nazca - Huallhua, Ica, Peru, 1107m
TB253.4 Neoraimondia arequipensis ssp. roseiflora
Nazca - Huallhua, Ica, Peru, 1107m
TB253.4 Neoraimondia arequipensis ssp. roseiflora - kwiat
Nazca - Huallhua, Ica, Peru, 1107m
TB254.1 Melocactus peruvianus
Nazca - Huallhua, Ica, Peru, 1502m
TB254.2 Cumulopuntia sphaerica
Nazca - Huallhua, Ica, Peru, 1502m
TB254.3 Weberbauerocereus rauhii
Nazca - Huallhua, Ica, Peru, 1502m
TB254.3 Weberbauerocereus rauhii - pęd
Nazca - Huallhua, Ica, Peru, 1502m
TB254.4 Cleistocactus clavispinus fma ferrugineus
Nazca - Huallhua, Ica, Peru, 1502m
TB254.7 Armatocereus procerus
Nazca - Huallhua, Ica, Peru, 1502m
TB255.2 Oreocereus leucotrichus fma ritteri
Huallhua - Lucanas, Ayacucho, Peru, 3686m
TB255.3 Cumulopuntia ignota
Huallhua - Lucanas, Ayacucho, Peru, 3686m
TB256.1 Matucana haynei ssp. hystrix
El Vado, Ayacucho, Peru, 3959m
TB257.1 Lobivia tegeleriana v. incuiensis
El Vado, Ayacucho, Peru, 3740m
TB257.5 Austrocylindropuntia exaltata
El Vado, Ayacucho, Peru, 3740m
Prawdopodobnie hybryda Matucana x Oreocereus
El Vado, Ayacucho, Peru, 3740m

Dalsza podróż brzegiem oceanu na południe - Marcona, Atiquipa i Atico

Z Nazca pojechaliśmy dalej Panamericaną na południe. Wydawało się nam, że przy samym brzegu oceanu nie mamy szans na znalezienie żadnych roślin, bo przecież tam jest zbyt sucho na jakąkolwiek wegetację. Nie doceniliśmy jednak możliwości kaktusów i ich umiejętności przetrwania w ekstremalnie trudnym klimacie. Okazało się, że sama mgła znad oceanu wystarczy, by te rośliny egzystowały. Na zupełnie suchych stokach kilkukrotnie udało się nam odnaleźć islaje i haageocereusy. W korycie tymczasowej rzeki w pobliżu Atico trafiliśmy również na stanowisko miniaturowego rodzaju Pygmaeoceres. Co za frajda zobaczyć takie roślinki w naturze!
Podróż Panamericaną na południe, droga wiedzie przez zupełne pustkowie.
TB258.1 Islaya bicolor
San Juan, Ica, Peru, 328m
TB259.1 Islaya islayensis
Chala, Arequipa, Peru, 166m
TB259.2 Haageocereus chalaensis
Chala, Arequipa, Peru, 166m
Stanowisko Pygmaeocereus bylesianus wciśnięte między brzeg Oceanu Spokojnego a stoki wysokich Andów.
TB260.1 Pygmaecereus bylesianus
Atico, Arequipa, Peru, 69m
Jedyna zielona przestrzeń to sztucznie nawadniane pola uprawne w dolinach rzek. Tylko w tych miejscach można było spotkać  ludzkie osady i zieloną przestrzeń.
Dalej przebijamy się przez pustkowia. Tylko tymczasowe rzeki z gór i mgła znad oceanu mogą dostarczyć w te rejony jakąkolwiek wilgoć.
TB261.6 Islaya copiapoides
Las Calaveritas, Arequipa, Peru, 220m

Arequipa - z upalnej pustyni w ośnieżone górskie szczyty

Jadąc na południe dotarliśmy do prowincji Arequipa. Jej stolica o tej samej nazwie była kolejnym naszym celem. Miasto leży na wysokości 2300m n.p.m. Nas oczywiście interesowały kaktusy, a te rosną jeszcze wyżej. Znów musieliśmy wspinać się naszym autem w górę, do wysokości 3700m n.p.m. Tym razem celem był rodzaj Arequipa, obecnie zaliczany do Oreocereus, chcieliśmy zapolować także na lobiwie, które rosną w górach wokół miasta. Zaskoczyła nas obfitość innych rodzajów kaktusów w tym rejonie. Były to przede wszystkim rodzaje kaktusów kolumnowych oraz wiele miniaturowych opuncji. Ponieważ to już trzecia z kolei nasza wspinaczka tak wysoko choroba wysokościowa nie dawała się nam już tak we znaki. Owszem, sił nadal brakowało ale głowa już tak nie bolała i temperatura też była w normie. To był znak, że zaaklimatyzowaliśmy się.
Widok na ośnieżone szczyty wokół Arequipa. Śnieg zalega na wysokościach powyżej 5000m n.p.m.
TB262.1 Lobivia pampana
Yura - Pampa de Arrieros, Arequipa, Peru, 3235m
TB262.2 Oreocereus (Arequipa) hempelianus
Yura - Pampa de Arrieros, Arequipa, Peru, 3235m
TB262.4 Corryocactus aureus
Yura - Pampa de Arrieros, Arequipa, Peru, 3235m
TB262.5 Corryocactus brevistylus
Yura - Pampa de Arrieros, Arequipa, Peru, 3235m
Weberbauerocereus weberbaueri
Yura, Arequipa, Peru, 3021m
TB263.3 Cumulopuntia ignota
Yura - Pampa de Arrieros, Arequipa, Peru, 3235m
TB263.4 Cumulopuntia corotilla
Yura - Pampa de Arrieros, Arequipa, Peru, 3235m
TB263.5 Tunilla soehrensii
Yura - Pampa de Arrieros, Arequipa, Peru, 3235m

Znów nad brzegiem oceanu - Islay

Po odwiedzeniu lobwii wokół Arequipa znów wróciliśmy nad ocean. Tym razem pojechaliśmy do miejscowości Islay, skąd swoją nazwę zaczerpnął rodzaj Islaya. Koniecznie musieliśmy tam dotrzeć, by obejrzeć pierwszą opisaną z tego rodzaju roślinę w jej naturalnym środowisku.
Naturalnee stanowisko Islaya grandiflorens. Rośliny rosną właściwie tuż przy samym brzegu Oceanu Spokojnego
TB267.1 Islaya grandiflorens
Islay, Arequipa, Peru, 180m
TB267.2 Haageocereus decumbens
Islay, Arequipa, Peru, 180m

Kolejny skok w góry - Moquegua i Torata

Nasze plany zakładały dalszą podróż na południe. Po przejechaniu kolejnych 150km znów rozpoczęliśmy podróż na wschód, w góry. Tym razem interesowały nas miasta Moquegua i Torata. W ich rejonie chcieliśmy odnaleźć formy Lobivia pamapana. Udało się nam również trafić na sporo opuncji i kaktusów kolumnowych.
TB269 2 Cumulopuntia ignescens
Torata - Chillichua, Moquegua, Peru, 3917m
TB270.1 Lobivia pampana fma glaucescens
Torata - Chillichua, Moquegua, Peru, 4074m
Weberbauerocereus_weberbaueri fma torataensis
Torata, Moquegua, Peru, 2605m
Weberbauerocereus_weberbaueri fma torataensis - kwiat
Torata, Moquegua, Peru, 2605m

Ostatnia nasza droga na południe - Tacna

Po wizycie w Moquegua powróciliśmy w pobliże Oceanu Spokojnego i ruszyliśmy na południe, do Tacna. To najdalej wysunięta na południe część naszej podróży. Dalej jest już granica z Chile. Przemierzaliśmy wyjątkowo niegościnne rejony. Tylko sporadycznie udawało się nam odnaleźć pojedyncze kępy mocno wysuszonych haageocereusów. Co ciekawe w tak niegościnnych warunkach te rośliny potrafiły kwitnąć i owocować.
Nigdy nie przypuszczałem, że na takim pustkowiu są w stanie rosnąć kaktusy. Mimo niesamowitej suszy i spiekoty rośliny wyglądające na martwe były w stanie w tym samym czasie kwitnąc i owocować. Coś niesamowitego!
Haageocereus decumbens - kwiat
Camiara, Tacna, Peru, 802m
Haageocereus decumbens - dojrzały owoc
Camiara, Tacna, Peru, 802m

Przedzieramy się przez Andy do jeziora Titicaca - Tacna, Tarata i Canderave

Od Tacna jechaliśmy coraz wyżej. Ostatecznie zostawiliśmy brzeg Oceanu Spokojnego w dole. Od tego momentu nie zjechaliśmy poniżej 3000m. W Tarata skończył się asfalt. Dalej, do Canderave musieliśmy jechać drogą szutrową. Teren trudny ale za to udało się nam zobaczyć wiele ciekawych roślin. Przede wszystkim urzekła  nas Browningia candelaris, którą widzieliśmy między Tacna a Tarata. Udało się nam znaleźć stanowisko prawdziwej peruwiańskiej perełki czyli Neowerdermannia chilensis ssp. peruviana. To wyjątkowe rośliny praktycznie niespotykane w kolekcjach. Oczywiście było także mnóstwo kaktusów kolumnowych oraz lobiwie.
TB271.1 Neowerdermannia chilensis ssp. peruviana
Tarucachi, Tacna, Peru, 3412m
TB271.2 Oreocereus (Arequipa) hempelianus
Tarucachi, Tacna, Peru, 3412m
TB271.3 Oreocereus leucotrichus fma ritteri
Tarucachi, Tacna, Peru, 3412m
Browningia candelaris
Quilla, Tacna, Peru, 2571m
Zabytkowy kościół w Tarata, dalej już nie było asfaltu.
Urokliwa lokalizacja Canderave, dookoła wznosiły się ośnieżone szczyty.
TB274.1 Lobivia pampana forma
Candarave, Tacna, Peru, 3862m
Droga w kierunku jeziora Titicaca na wysokości 4500m n.p.m.

Jezioro Titicaca i Puno

Po przebiciu się przez Andy dotarliśmy do jeziora Titicaca. Stało się to dokładnie na granicy peruwiańsko-boliwijskiej w miasteczku Desaguadero. Nagle przypomniał mi się rok 2006 i ostatnia moja podróż do Boliwii. Odczułem prawdziwe dejavu. Nagle Peru stało się Boliwią. Znów wszędzie byli wyłącznie Indianie w swoich charakterystycznych kolorowych strojach. Ponownie na ulicach zapanował nieporządek, po drogach przemieszczały się zmęczone wiekową eksploatacją ciężarówki. Poczuliśmy, że nagle wkroczyliśmy w świat potomków Inków.

Wokół jeziora nie spotkaliśmy zbyt wielu kaktusów. W tym rejonie występują obficie dwa gatunki lobiwii: L.pentlandii i L.maximiliana, oprócz tego rosła tam wszędobylska Cumulopuntia ignescens.
TB276.1 Lobivia pentlandii
Desaguadero, Puno, Peru, 3859m
Brzeg jeziora Titacaca - 3836m n.p.m.

Po dotarciu do miasta Puno postanowiliśmy odpocząć jeden dzień od trudów podróży. W wolne przedpołudnie popłynęliśmy niewielkim turystycznym stateczkiem na pobliskie pływające wyspy. Jest to lokalna ciekawostka. Kiedyś rzeczywiście na tych wyspach mieszkały rodziny rybaków utrzymujące się z połowów ryb. Dziś jest to właściwie wyłącznie atrakcja turystyczna i to całkiem nieźle sprzedająca się. Było miło, spokojnie i kolorowo.
Miejscowa młodzież gra w siatkówkę
Pływające wyspy zamienione zostały w turystyczny jarmark. Była okazja kupić kilka ładnych gadżetów na pamiątkę.
Dzieci domagały się drobnych. Popełniłem kardynalny błąd i jednemu z maluchów wręczyłem drobną monetkę. Resztę pobytu na wyspie spędziłem uciekając przed zgrają dzieciaków domagających się pieniędzy. Dopiero łódka przycumowana do nabrzeża uratowała mnie. Tam dzieciaki nie mogły się przedostać i odpuściły. Odradzam bliższy kontakt z miejscowymi dziećmi. Mimo, że bardzo ładne to niestety nieładnie pachną.
Zabytkowy kościół w Puno. Dobrze pamięta czasy hiszpańskiej konkwisty.
Handlarka z napojami i słodyczami. Takie straganiki na kółkach stoją praktycznie na każdej ulicy w Peru.

Droga na północ - Juliaca, Ayaviri i Sicuani

Znad jeziora Titicaca ruszyliśmy na północ. Naszym celem było Cuzco - dawna stolica imperium Inków. Znów musieliśmy wspiąć się wysoko w góry, najwyższa przełęcz położona była na wysokości 4300m n.p.m. Po drodze ponownie widzieliśmy wiele stanowisk Lobivia maximiliana, udało się nam również zobaczyć kilka miejsc, gdzie rosła Austrocylindropuntia flocossa.

Po przejechaniu przełęczy dojechaliśmy do Sicuani. Nagle klimat uległ zmianie. Z dość suchego, takiego jak w Boliwii i wokół jeziora Titicaca zmienił się w wilgotny. Powietrze stało się parne, na niebie pojawiło się dużo chmur, często padał deszcz a wszystko wokół stało się zielone. Taka aura towarzyszyła nam teraz przez wiele setek kilometrów. Martwiliśmy się czy aby w takim wilgotnym klimacie mamy jeszcze szansę zobaczyć jakieś kaktusy. Na szczęście nasze obawy okazały się płonne. W rejonie na północ od Sicuani kaktusy nie zawiodły. Było ich wszędzie pod dostatkiem.
Przełęcz w Vilcanota w drodze do Sicuani, w oddali ośnieżone szczyty to wysokości powyżej 5000m n.p.m.
TB280.1 Lobivia maximiliana
Calapuja, Puno, Peru, 3866m
TB282.4 Austrocylindropuntia flocossa fma tephrocactoides
Abra La Raya, Cusco, Peru, 4287m
Dojechaliśmy do Sicuani, stało się nagle wilgotno, słońce znikło za chmurami. Na skałce po lewej stronie rosła Lobivia maximiliana v. sicuainensis, forma przejściowa między gatunkami L.maximiliana i L.hertrichiana.
TB283.1 Lobivia maximiliana v. sicuaniensis
Sicuani, Cuzco, Peru, 3575m

Cuzco - dawna stolica Inków

W końcu dotarliśmy do Cuzco. To turystyczne centrum Peru. Poczuliśmy się jak w Europie. Wszędzie mnóstwo turystów z całego świata. Postanowiliśmy poświęcić jeden dzień na rundę wokół miasta w poszukiwaniu kaktusów. Udało się nam znaleźć sporo lobiwii. Rosły w ciekawych miejscach. Poszukiwania roślin utrudniała nam pogoda. Praktycznie padało przez cały dzień.
Widok z jednego ze stanowisk Lobivia hertrichiana.
TB284.1 Lobivia hertrichiana
Andahuaylillas, Cuzco, Peru, 3193m
TB284.2 Corryocactus erectus
Andahuaylillas, Cuzco, Peru, 3193m
TB286.1 Lobivia hertrichiana
San Salvador, Cuzco, Peru, 3090m
TB287.1 Lobivia hertrichiana fma incaica
Pisac, Cuzco, Peru, 3104m
Zabytkowe ruiny inkaskiej warowni. Nieopodal tych ruin znaleźliśmy niewielkie stanowisko Lobivia maximilana v. corbula.
Na stanowiskach kaktusów trafiały się i takie niespodzianki. Mimo dużej wysokości (3800m n.p.m.) ziemia wokół Cuzco jest bardzo żyzna. Dlatego nawet najmniejszy jej skrawek wykorzystuje się do uprawy roślin. Najczęściej są to ziemniaki. W końcu Peru to ojczyzna tych roślin.
TB289.1 Lobivia maximiliana v. corbula
Cusco, Cuzco, Peru, 3830m
Cuzco położone jest w kotlinie. Z pobliskich gór rozpościera się fantastyczny widok na miasto.
Stary hiszpański kościół.
Katedra w Cuzco zbudowana jest na fundamentach inkaskiej świątyni.

Wizyta w Machu Picchu, najlepiej zachowanym mieście Inków

Będąc w Cuzco nie można nie odwiedzić Machu Picchu czyli najlepiej zachowanego miasta Inków. Wycieczka do ruin zajmuje cały dzień, jest kosztowna (~150$) i trochę męcząca ale naprawdę warto. Dojazd do miasta możliwy jest wyłącznie pociągiem, który jest wyjątkowo drogi i kosztuje 120$. Dojeżdża się nim do miejscowości Aguas Calientes, położonej 500m poniżej ruin. Następnie piechotą lub autobusem należy dojechać do zaginionego miasta i po opłaceniu biletu wstępu można dostać się do niesamowitego miasta Inków.
Dolina królów a w niej Urubamba będąca jedną ze źródłowych rzek Amazonki.
Tym pociągiem dojechaliśmy do Aguas Calientes. Wszędzie było mnóstwo Indian handlujących pamiątkami. Trzeba przyznać, że nie sprzedawali tandety, były to ładne pamiątki, warte zakupu.
Rzeka Urubamba przepływa tuż pod Machu Picchu. W czasie naszej wizyty woda miała wyjątkowo wysoki poziom. Wystarczy dodać, że dwa lata później ta sama rzeka pozrywała wszystkie mosty oraz uszkodziła linię kolejową do sławnych ruin. Wielu turystów utknęło w tym pięknym zakątku na długie tygodnie bez jedzenia i pitnej wody.
Widok ogólny na zaginione miasto. To ujęcie występuje na większości pocztówek.
Wg naszego przewodnika mieliśmy bardzo dużo szczęścia. Standardowo o tej porze roku (a był to początek pory deszczowej) Machu Picchu praktycznie przez 24h spowite jest chmurami i pada tam deszcz. A nam przez 4 godziny, bo tyle tam byliśmy , trzy razy chmury rozrzedziły się na tyle, że można było zrobić zdjęcia a nawet raz, na chwilę wyszło słońce.
Miasto w 55% jest zrekonstruowane. Oryginalne mury stanowią tylko 45% całości. To, co zostało uzupełnione to kamienie połączone zaprawą z ziemi i mchów. Oryginalne mury składają się wyłącznie z kamieni, które są tak idealnie dopasowane do siebie, że nie potrzebują żadnej łączącej ich zaprawy.
Nie mogłem odmówić sobie takiego ujęcia.

Podróż na północny zachód od Cuzco - Abancay i Andahuaylas

Po zwiedzeniu Machu Picchu pojechaliśmy w dalszą podróż. Tym razem kierowaliśmy się na Ayacucho. Początkowo droga była dobrej jakości ale wraz z oddalaniem się od głównego miasta asfalt ustąpił zwykłej drodze szutrowej, której jakość zaczęła się pogarszać. Droga przez góry nie była łatwa, często zmieniała się wysokość a także wilgotność otaczającego nas klimatu. Tym razem było nieco inaczej niż od strony Oceanu Spokojnego. Tutaj na wschodzie była Amazonia. Im zjeżdżaliśmy niżej tym wody było więcej. Na wysokościach rzędu 1500m n.p.m. właściwie nie przestawało padać. W tak wilgotnych rejonach praktycznie nie było szans na znalezienie jakichkolwiek kaktusów kulistych. U wrót dżungli miały szanse rosnąć jedynie duże kaktusy kolumnowe. Wyłącznie na większych wysokościach mieliśmy szanse na spotkanie kaktusów kulistych, które w tamtych rejonach były prawdziwym rarytasem. W Andahuaylas trafiliśmy na pierwsze stanowiska rodzaju Oroya. Tuż przed samym Ayacucho udało się nam znaleźć jedno stanowisko samopylnej Lobivia tegeleriana. Mimo braku kaktusów widzieliśmy wiele innych ciekawych roślin. Na wysokościach powyżej 4000m udało się nam spotkać wiele bardzo ładnych miniaturek, których nazw nie znam do dziś.
Zjeżdżamy w dół doliny, by przekroczyć rzekę.
Typowy, górski, peruwiański krajobraz. Bezkresne góry i miniaturowe poletka w każdym możliwym miejscu.
Wysokogórskie miniaturki.
Wysokogórskie miniaturki.
Wysokogórskie miniaturki.
Wysokogórskie miniaturki.
Wysokogórskie miniaturki.
Andahuaylas nocą.
TB291.1 Oroya peruviana
Uripa, Apurimac, Peru, 3938m
W wilgotnych rejonach mieliśmy szansę spotkać jedynie duże kaktusy kolumnowe.
Pająk wielkość dłoni przechodził przez naszą drogę. Zatrzymaliśmy auto i wysiedliśmy, by go sfotografować. Nawet się nami nie przejął i dostojnie kontynuował swój spacer.
Browningia hertlingiana fma viridis
Chincheros, Apurimac, Peru, 2078m
Tak wygląda droga po górskich płaskowyżach. Na wysokości 4000m rosną wyłącznie trawa oraz mchy. Czasem jest szansa spotkania jakiś kaktusów ale muszą być to skały, które zapewnią odpowiednią przepuszczalność podłoża.
TB292.1 Lobivia tegeleriana
Ocros, Ayacucho, Peru, 3012m

Rejon Ayacucho

Po kilku dniach spędzonych w wilgotnych górach dotarliśmy do Ayacucho. Nagle klimat się zmienił. Zrobiło się upalnie i sucho. Ayachucho to królestwo kaktusów kolumnowych. Wszędzie otaczały nas przedstawiciele takich rodzajów jak Cleistocactus, Oreocereus (dawna Morawetzia), Browningia (dawny Azureocereus) czy Corryocactus. Było tam mnóstwo dużych opuncji, w tym uprawiana jak i dziko rosnąca Opuntia ficus-indica. Niestety trafiliśmy tam tylko na jeden gatunek kaktusa kulistego. Była to piękna i rzadko spotykana w kolekcjach Lobivia zecheri.
Typowo kaktusowy krajobraz wokół Ayacucho.
TB293.1 Lobivia zecheri
Ayacucho, Ayacucho, Peru, 2615m
Opuntia ficus-indica
Ayacucho, Ayacucho, Peru, 2534m
Na szutrowych drogach nasze auto sprawowało się znakomicie.
Browningia (Azureocereus) hertlingiana
Huanta, Ayacucho, Peru, 2331m
Browningia (Azureocereus) hertlingiana - pęd
Huanta, Ayacucho, Peru, 2331m
Fantastyczne, kaktusowe krajobrazy. Można by tutaj kręcić westerny.
Cleistocactus pacnacanthus
Huanta - Mayocc, Ayacucho, Peru, 2206m
Cleistocactus pacnacanthus - kwiat
Huanta - Mayocc, Ayacucho, Peru, 2206m
Corryocactus ayacuchoensis
Huanta - Mayocc, Ayacucho, Peru, 2206m
Corryocactus ayacuchoensis - kwiat
Huanta - Mayocc, Ayacucho, Peru, 2206m

Prowincja Huancavelica

Z Ayacucho pojechaliśmy dalej, przez góry na północny zachód. Tym razem naszym celem były rejony prowincji Huancavelica. Chcieliśmy tutaj odnaleźć stanowisko Lobivia wrightiana. Nauczeni doświadczeniem wiedzieliśmy, że musimy znaleźć miejsca na wysokości rzędu 3000-3300m, które nie będą zbyt wilgotne i muszą być bogate w skały. W takich rejonach mogliśmy liczyć na odnalezienie tej roślinki. Niestety większość dróg, jakimi poruszaliśmy się wiodła na wysokościach rzędu 1500-2000m, gdzie mogliśmy znaleźć wyłącznie kaktusy kolumnowe. Dopiero w rejonie miejscowości Izcuchaca droga zaczęła się wznosić. Gdy dotarła do wysokości 3000m zaczęliśmy rozglądać się za skałami. Na jednym z takich miejsc znaleźliśmy Lobivia wrightiana, śliczną miniaturkę o jasno fioletowych kwiatach.
Standardowa peruwiańska droga przez góry. Czyli kręte serpentyny a chmury pod nami.
Most na rzece w Izcuchaca.
TB294.1 Lobivia wrightiana
Izcuchaca, Huancavelica, Peru, 3349m
TB294.2 Oreocereus (Morawetzia) doelzianus ssp. calvus
Izcuchaca, Huancavelica, Peru, 3349m

Zagłębie rodzaju Oroya - Juaja, Tarma, La Oroya

Po zwiedzeniu stanowiska Lobivia wrightiana pojechaliśmy dalej na północny zachód. Naszym celem było miasto Huancayo. Po drodze mijaliśmy piękne kaktusowe tereny położone na właściwiej wysokości - około 3000m n.p.m. obfitujące w różne skały. Niestety nie udało się nam znaleźć żadnych kaktusów kulistych. Rosły tam wyłącznie austrocylidropuncje. Dopiero po przejechaniu miasta Juaja trafiliśmy w rejony, w których praktycznie na każdym kroku występował rodzaj Oroya. Roślin było mnóstwo, były bardzo zmienne, o różnym ubarwieniu zarówno cierni jak i pędów. Czasem trafiały się nam również rośliny z rodzaju Matucana. Rejon obfitujący w kaktusy skończył się za miasteczkiem Tarma, w połowie drogi do La Oroya. Trochę nas to zdziwiło, że wokół miasta od którego wziął nazwę cały rodzaj Oroja praktycznie nie można było znaleźć żadnego kaktusa. Sama La Oroya to wyjątkowo brzydkie miasto górnicze, które opuściliśmy tak szybko, jak tylko się dało.
Kolorowy festyn w Juaja.
Malownicza droga przez stanowiska różnych form Oroya peruviana, na pierwszym planie uprawa popularnego w tamtych rejonach bobu.
TB297.1 Oroya peruviana fma. acollana
Lomo Largo, Junin, Peru, 4166m
TB297.2 Austrocylindropuntia flocossa
Lomo Largo, Junin, Peru, 4166m
Widok ze stanowiska Oroya na miasteczko Tarma.
TB298.1 Oroya peruviana fma neoperuviana
Tarma, Junin, Peru, 3237m
TB298.2 Corryocactus squarrosus
Tarma, Junin, Peru, 3237m
TB298.3 Trichocereus tarmaensis
Tarma, Junin, Peru, 3237m
Droga do La Oroya. Mimo skalistych terenów tutaj nie udało się nam znaleźć ani jednego kaktusa.
Centrum La Oroya - postanowiliśmy nie nocować tutaj, tylko od razu jechać dalej.
Za La Oroya jest najwyższa przełęcz, którą udało się nam pokonać. To ponad 4800m n.p.m. Baliśmy się nie tylko o nasze zdrowie ale również o moc silnika w naszym samochodzie. Na szczęście udało się przejechać tak wysoko bez dodatkowych niespodzianek.
Kopalnia Morococha na wysokości 4800m. Teraz mogliśmy już jechać tylko w dół.

Przez Matucana w stronę Limy

Po przekroczeniu przełęczy w Morococha skierowaliśmy się na południowy zachód do Limy. Z wysokości prawie 5000m w ciągu jednego dnia zjechaliśmy do brzegu oceanu pokonując dystans prawie 5km w pionie. Znów doświadczyliśmy silnie zmieniającego się krajobrazu wraz ze zmianą wysokości. W rejonie Matucana trafiliśmy na stanowisko Matucana haynei. To kolejna peruwiańska miejscowość od której nazwano rodzaj kaktusa. Jadąc w dół, w pobliżu Limy trafiliśmy na pierwsze stanowiska rodzaju Espostoa. Udało się nam również znaleźć bardzo mało znaną roślinę czyli Austrocylindropuntia pachypus. Po raz pierwszy trafiliśmy także na rodzaj Mila. Są to miniaturowe kaktusy kolumnowe, które rosną w kępach i kwitną wyłącznie na żółto. Sporo kaktusów ładnie kwitło. Urzekły nas zwłaszcza kwiaty kleistokaktusów.
TB301.1 Matucana haynei
Chicla, Lima, Peru, 3862m
TB302.2 Aramatocereus matucanensis
Matucana, Lima, Peru, 2294m
TB302.6 Trichocereus peruvianus
Matucana, Lima, Peru, 2294m
TB303.3 Austrocylindropuntia pachypus
Callahuanca, Lima, Peru, 1526m
TB303.5 Cleistocactus acanthrus ssp. faustianus
Callahuanca, Lima, Peru, 1526m
TB303.5 Cleistocactus acanthrus ssp. faustianus - kwiat
Callahuanca, Lima, Peru, 1526m
TB303.6 Haageocereus acanthurus
Callahuanca, Lima, Peru, 1526m
TB303.6 Haageocereus acanthurus - kwiat
Callahuanca, Lima, Peru, 1526m

Lima - z wizytą u Karela Knizego

Późno w nocy dojechaliśmy do Limy. Po wielu trudach udało się nam znaleźć hotel. Następnego dnia czekała nas wizyta w kolekcji Karela Knizego - jednego z ostatnich wielkich odkrywców kaktusów. Podziwialiśmy jego ogród, gdzie na otwartej przestrzeni rosło mnóstwo kaktusów kolumnowych. W inspektach rosło sporo kaktusów kulistych. Niestety z powodu ciągłego gorąca wszystkie górskie kaktusy wyglądały na mocno umęczone takimi warunkami uprawy. Właściwie 100% roślin kulistych wymagało szczepienia, by móc rosnąć. Nasz gospodarz po oprowadzeniu po kolekcji zaprosił nas na obiad, w czasie którego opowiadał nam o historii swoich kaktusowych podbojów.
Ogród Karela Knizego
Kolekcja Karela Knizego, właściwie 100% roślin wymaga szczepienia na podkładkach, które są w stanie znieść tropikalny upał przez 24h na dobę i 365 dni w roku. W tej sytuacji nikogo nie dziwi, że jako podkładka dominuje Hylocereus undatus.
Nasz gospodarz.

Wypad na północ - wizyta w Huaraz

Ponieważ mieliśmy kilka dni zapasu postanowiliśmy pojechać na północ od Limy, do górskiego miasta Huaraz. To dość daleko, prawie 1000km na północ. Ten wypad zajął nam całe 5 dni. Kolejny raz powtórzył się schemat podróży przy brzegu Oceanu Spokojnego przez zupełne pustkowie. Następnie odbiliśmy na północny wschód w góry. I ponownie wraz ze wzrostem wysokości zaczęły pojawiać się oraz zanikać różne rodzaje kaktusów. Zatem na początku pojawiły się melokaktusy, później równie ciepłolubne rodzaje Espostoa, Haageocereus, Armatocactus i Mila, następnie Cleistocactus i Trichocereus, a na samej górze wyłącznie rodzaje Matucana, Oroya oraz Ausrocylindropuntia. Rejon Huaraz to prawdziwe królestwo nieskończonej ilości form Austrocylindropunia flocossa. Rejon ten również obfituje w bardzo zmienną w tym rejonie Matucana haynei. Najpopularniejszym kaktusem w tym rejonie z pewnością jest Oroya borchersii, której egzemplarze na stanowiskach można liczyć nie w setkach ale w tysiącach.
Na początku drogi do Huaraz. Upalnie i sucho.
TB305.1 Melocactus peruvianus
Chasquitambo, Ancash, Peru, 730m
TB307.1 Matucana haynei fma elongata
Conococha, Ancash, Peru, 3437m
Oprócz kaktusów widzieliśmy wiele innych wysokogórskich roślin.
Kolejna ciekawa miniaturka.
Kolejna ciekawa miniaturka.
Nieznany mi gatunek.
TB312.2 Oroya borchersii
Huaraz - Pira, Ancash, Peru, 4084m
TB315.1 Matucana haynei ssp. herzogiana
Huaraz - Pira, Ancash, Peru, 3943m
TB315.2 Austrocylindropuntia flocossa fma punta-caillan
Huaraz - Pira, Ancash, Peru, 3943m
TB318.3 Austrocylindropuntia flocossa fma atroviridis
Pachacoto - Conococha, Ancash, Peru, 3944m
TB319.2 Austrocylindropuntia flocossa fma crispicrinita
Pachacoto - Conococha, Ancash, Peru, 3973m

W drodze powrotnej do Limy jeszcze raz spenetrowaliśmy poprzednio odwiedzone rejony. Mimo, że nie natrafiliśmy na żadne wcześniej nie widziane przez nas gatunki udało się nam zobaczyć wiele roślin obsypanych kwiatami. Kwitły przede wszystkim rośliny z rodzaju Mila. Coś pięknego.
TB320.2 Cleistocactus fieldianus
Raquia, Ancash, Peru, 2095m
TB320.4 Opuntia pubescens
Raquia, Ancash, Peru, 2095m
TB322.2 Mila caespitosa
Chaucayan, Ancash, Peru, 1240m
TB321.2 Mila caespitosa cristata
Raquia, Ancash, Peru, 1924m
TB322.3 Espostoa melanostele
Chaucayan, Ancash, Peru, 1240m
TB322.3 Espostoa melanostele - pseudocefalium
Chaucayan, Ancash, Peru, 1240m
TB322.4 Haageocereus pseudomelanostele
Chaucayan, Ancash, Peru, 1240m
TB322.4 Haageocereus pseudomelanostele - owoc
Chaucayan, Ancash, Peru, 1240m
Droga powrotna znów przebiegała przez ekstremalnie suche tereny. Gdyby nie droga i linia wysokiego napięcia można by pomyśleć, że jesteśmy na pozbawionej życia innej planecie.
To już ostatni widok na peruwiańskie wybrzeże. W oddali widać przedmieścia Limy. Tym razem jest to rejon turystyczny więc mamy chwilę, by zatrzymać się w hotelu, przepakować i przygotować się do długiej podróży powrotnej.

Powrót do domu

Po przyjechaniu do centrum Limy mieliśmy tylko kilka godzin na oddanie samochodu. Wszystkie formalności załatwialiśmy na lotnisku więc nie było z tym najmniejszych problemów. Samolot do Madrytu odleciał punktualnie. Z Madrytu do Berlina także dolecieliśmy o czasie. W Berlinie przesiadłem się na nocny pociąg do Gdańska, który w ciągu 8h dowiózł mnie do domu. Mimo dużego zmęczenia czułem się świetnie po tak udanej wyprawie.

Podróż do Peru była, w mojej ocenie, dopiero rekonesansem tamtych rejonów. Udało mi się zobaczyć niewielki procent peruwiańskich stanowisk lobiwii, wiele rejonów nie zostało wtedy przez nas spenetrowanych. Ale też i nasza ówczesna wiedza była dość ograniczona, nie mieliśmy tylu informacji i danych, którymi dysponuję obecnie. Mocno ograniczała nas nieznajomość terenu, tamtejszych realiów, doskwierał nam brak dobrych map. Sporo czasu marnowaliśmy na poszukiwania właściwych dróg.

Mimo, że udało się nam zobaczyć bardzo wiele nadal mam niedosyt. Chciałbym choć jeszcze jeden raz odwiedzić ten piękny kraj. Zwłaszcza, że Peru to nie tylko kaktusy ale również ciekawe zabytki i piękne, górskie krajobrazy a także niesamowita zmienności klimatu i szaty roślinnej - od pustyni przez góry po równikowy las deszczowy. Jednego jestem pewny: na pewno jeszcze kiedyś tam pojadę.